W czasie, kiedy film ten był realizowany, a więc na początku 1939 roku, cała Polska żyła zbliżającymi się mistrzostwami świata w narciarstwie, które w lutym 1939 odbyły się w Zakopanem (zresztą już nie po raz pierwszy). O zawodach tych mówiło się po prostu FIS – był to skrót od Fédération Internationale de Ski – Międzynarodowej Federacji Narciarskiej, która była organizatorem mistrzostw. W związku z tymi zawodami na przełomie 1938 i 1939 roku w Zakopanem wybudowano wiele nowych obiektów sportowych. Zapewne nie przypadkowo właśnie wtedy narodził się pomysł nakręcenia komedii o sportach zimowych, której akcja osadzona była w Zakopanem. Bezpośrednie nawiązanie do mistrzostw pojawiło się nawet w jednej ze scen filmu, kiedy recepcjonista w hotelu tłumaczy głównemu bohaterowi: „Mamy teraz wielki zjazd gości. FIS, rozumie pan…”.
Zdjęcia do „Sportowca mimo woli” trwały na początku 1939 roku. Premiera filmu przewidziana była na jesień 1939, wkrótce po rozpoczęciu nowego sezonu. Z wiadomych przyczyn jednak do premiery nie doszło – plany pokrzyżował wybuch II wojny światowej. Film wszedł na ekrany już w czasie okupacji niemieckiej, w maju 1940 roku. Był wyświetlany w kinach na terenie Generalnej Guberni – czyli centralnej części Polski, która nie została włączona ani do III Rzeszy ani do Związku Radzieckiego, jednak pozostawała pod ścisłą kontrolą Niemiec. Po wojnie film zaginął. Zachowały się jedynie materiały prasowe, w pamięci przetrwała także piosenka „Przyjdzie dzień”. W 1958 roku, na swojej debiutanckiej płycie nagrała ją Sława Przybylska – w tym czasie film wciąż jeszcze uchodził za zaginiony. Odnalazł się w 1962 roku w Chicago i dopiero wtedy mógł zostać zaprezentowany szerokiej publiczności w Polsce. Film był powszechnie znany i lubiany.
Historia „Sportowca mimo woli” jest niezwykle skomplikowana, ale została odkryta dopiero stosunkowo niedawno, kiedy w ramach projektu Nitrofilm podjęto się jego rekonstrukcji.
W zbiorach Filmoteki znajdowały się wówczas dwie kopie tego filmu. Jedna to kopia nitro odnaleziona w 1962 roku w Chicago u tamtejszego dystrybutora filmowego, Władysława Waismanna. To właśnie ten materiał był znany publiczności przez kolejne dziesięciolecia. Nie jest to jednak oryginalna wersja filmu. Po długich i żmudnych poszukiwaniach i kwerendach udało się ustalić, że po II wojnie światowej jakaś mocno zniszczona i niekompletna wersja filmu została sprowadzona do USA. Tam przedwojenny producent „Sportowca mimo woli”, Marek Libkow, przemontował zachowane fragmenty tak, aby złożyć z nich materiał nadający się do zaprezentowania publiczności: w miejscach, gdzie akcja nagle się urywała powstawiano ściemnienia, tu i ówdzie zmieniono kolejność ujęć by zatuszować braki, w dwóch miejscach wstawiono plansze narracyjne informujące, że akcja przenosi się w inne miejsce. Całość opatrzono nową czołówką, utrzymaną w amerykańskim stylu. W ten sposób przygotowany film w 1947 roku pod zmienionym tytułem „Romans w Zakopanem” trafił do dystrybucji na terenie Stanów Zjednoczonych. W naszych zbiorach znajduje się także amerykański zwiastun, reklamujący właśnie tę wersję filmu.
Druga kopia przechowywana przez Filmotekę trafiła do naszych zbiorów w 1963 roku z Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej. Była to tylko jedna rolka taśmy, trwająca niecałe 10 minut. Ponieważ był to tylko fragment, a kopia amerykańska wyglądała na spójną i kompletną, przez dziesięciolecia materiał z Łodzi nie został ani razu publicznie pokazany.
Sięgnięto do niego dopiero w 2010 roku, kiedy film został objęty projektem Nitrofilm – pierwszym w Polsce projektem digitalizacji, rekonstrukcji i restauracji cyfrowej przedwojennych filmów. Okazało się wtedy, że materiał „łódzki” w całości składa się ze scen, których nie ma w kopii amerykańskiej, mało tego, zawiera oryginalną, choć niekompletną, czołówkę filmu. Czołówka ta utrzymana jest w stylu znanym nam z polskich filmów tego okresu, a plansza z obsadą jest bardzo podobna do analogicznej planszy z czołówki komedii „Włóczęgi”, realizowanej także na początku 1939 roku.
Po rozpoznaniu wszystkich materiałów i ustaleniu, na czym stoimy, przyszła pora na rekonstrukcję filmu. Oba materiały z naszych zbiorów wzajemnie się uzupełniały: ten krótszy ewidentnie był początkiem filmu. Nie było wątpliwości, że amerykańską czołówkę trzeba usunąć, zaś zachować tę oryginalną. Okazało się jednak, że nie wystarczy po prostu ustawić obu kopii jedna za drugą, tzn. najpierw łódzkiej, potem chicagowskiej. Trzeba było skorygować zmienioną kolejność scen. „Romans w Zakopanem” zaczynał się sceną, w której Jerzy piątek jest obsługiwany przez fryzjera, potem była scena, w której Kulka rozmawia przez telefon z prezesem Madeckim. Należało zamienić je kolejnością: najpierw Kulka poleca Madeckiemu hokeistę z Kanady, a dopiero potem poznajemy Piątka. Przywrócenie właściwej kolejności scen było możliwe dzięki streszczeniu filmu, zamieszczonemu w programie kinowym.
Niestety w drugiej części filmu, kiedy akcja przenosi się do Zakopanego, dokonanie poprawek montażowych nie było możliwe. W kilku miejscach ewidentnie widać, że kolejność ujęć nie jest właściwa (m.in. w scenie błądzenia nocą w lesie: Dodek brnie przez zaspy, upada, usypuje sobie poduszkę i zakopuje się w śniegu, chwilę potem znów widzimy jak idzie przez las, a potem znów leży w swoim śnieżnym legowisku). Są to zapewne efekty przemontowania zachowanych fragmentów filmu przez Marka Libkowa. Ponieważ nie mamy żadnych innych kopii filmu, które zawierałyby choć fragmenty tych scen, brak także dokumentacji, a wspomniane streszczenie w programie kinowym nie jest wystarczająco szczegółowe, zmuszeni byliśmy pozostawić tę część filmu w zastanej kolejności z pełną świadomością, że nie jest to oryginalna wersja. Może jeszcze kiedyś odnajdzie się jakiś dodatkowy materiał, który pozwoli poprawić tekonstrukcję „Sportowca mimo woli”.
Kilka lat później, już po zakończeniu prac rekonstruktorskich i restauratorskich, w Londynie odnalazła się kolejna kopia filmu. Bez wątpienia została skopiowana z kopii chicagowskiej, więc nie zawierała żadnych znaczących uzupełnień czy brakujących scen, ale na początku znajdował się tekst wprowadzający:
„Niezwykłym wprost okolicznościom zawdzięczamy możność oglądania tego filmu dzisiaj na ekranie.
Uważany on był za stracony, gdy hordy nazistowskie zaatakowały Polskę we wrześniu 139 roku i pogrążyły Warszawę w dymie pożarów. Cudem ocalały jedyny egzemplarz tego filmu ukryty został w tajemnicy przed wrogiem w podziemiach jednego z teatrów, gdzie przetrwał wraz z bohaterską ludnością stolicy bombardowanie, okupację, powstanie i cała pożogę wojenną.
Po zakończeniu działań wojennych rozpoczęły się żmudne poszukiwania zaginionego filmu, które trwały prawie dwa lata. Przy wielkich trudach i kosztach film został odnaleziony i sprowadzony do Stanów Zjednoczonych.”
Bez wątpienia tekst ten został nieco podkoloryzowany, na przykład zupełnie przemilczał regularną dystrybucję filmu na terenie Generalnej Guberni, niemniej jednak potwierdził ustaloną przez nas historię, że ocalałe fragmenty filmu po wojnie trafiły do USA i tam były dystrybuowane.
Przypadek „Sportowca mimo woli” pokazuje jak wielką czujność trzeba zachować przy badaniu przedwojennych filmów. Okazało się bowiem, że wszystko, co po wojnie napisano na temat „Sportowca mimo woli” w rzeczywistości nie dotyczy tego filmu, lecz jego ocalałych fragmentów przemontowanych po wojnie przez amerykańskich dystrybutorów. „Sportowiec” to jeden w bardziej spektakularnych przykładów takiej sytuacji, ale nie jedyny. W przypadku przedwojennych polskich filmów niejednokrotnie to, co widzimy nie jest tym, co nam się wydaje, że widzimy. Bardzo często mamy do czynienia z kopiami niekompletnymi, przemontowanymi, ocenzurowanymi przez zagraniczną cenzurę i zmienionymi przez zagranicznych dystrybutorów, lub noszącymi ślady innych późniejszych ingerencji. Dlatego też dobrym zwyczajem podczas rekonstrukcji starego filmu jest umieszczenie na początku planszy informującej widza jaką wersję filmu za chwilę obejrzy i jakie ingerencje zostały poczynione przez rekonstruktorów. Dzięki temu widz, z zwłaszcza badacz, ma pełną świadomość tego, co tak naprawdę ogląda.