W polskim kinie dokumentalnym lat 70. niewielu było twórców tak oryginalnych jak Wojciech Wiszniewski. Jego filmy nie były typowymi reportażami prezentującymi realia PRL-u, lecz w kontraście do propagandowych haseł podkreślały degradację rzeczywistości, kryzys wartości i inflację znaczeń. Krytyczną bezkompromisowość tej wizji potwierdzają już same statystyki – aż 9 z 12 jego filmów trafiło na półki. Premierę miały w 1981 roku, w czasie istnienia legalnej „Solidarności”, gdy cenzura dopuściła do rozpowszechniania wiele zakazanych wcześniej dzieł polskich filmowców – nastąpiło to już jednak po śmierci reżysera.
Wiszniewski w swoim kinie był zafascynowany mechanizmami socjalistycznej propagandy oraz jej wpływem na indywidualną i społeczną mentalność. Jego filmy – jak Opowieść o człowieku, który wykonał 552% normy (1973, prem. 1981) czy Wanda Gościmińska. Włókniarka (1975) – to nie tyle portrety bohaterów, ile próby zrozumienia procesu wdzierania się oficjalnej propagandy socjalistycznej zarówno do sfery publicznej, jak i prywatnej, a przede wszystkim do języka i sposobu myślenia. Wiszniewskiego interesowały proces przemiany świadomości oraz demitologizacja partyjnych symboli, co kondensuje i hiperbolizuje Elementarz. Nie ma w tym dokumencie pojedynczego bohatera, jest zbiorowy – Polacy, których indoktrynacja zaczyna się wraz z nauką alfabetu.





Film nawiązuje do podręcznika Mariana Falskiego (zmarłego dwa lata przed powstaniem tego obrazu), z którego przez dziesięciolecia uczyły się dzieci w polskich szkołach. W świecie Wiszniewskiego Ala nie ma jednak kota, a rzeczywistość jest w stanie kryzysu albo wręcz apokaliptycznego rozpadu. Reżyser – na wzór Elementarza Falskiego – opowiada za pomocą tableaux podporządkowanych kolejnym mrocznym obrazom, metaforycznie komentującym rzeczywistość epoki Gierka. Zabiera widza w podróż po obskurnych łódzkich kamienicach, piwnicach i mieszkaniach, w których widać zmęczenie i biedę. Kobieta myjąca podłogę wzdycha „A”, para uprawiająca seks stęka „B”, mężczyzna ukrywający w szafie Kucie kos Artura Grottgera szepcze „C”, starsza kobieta karmi kury, przywołując je „D”. Następnie chór Polaków recytuje pozostałe litery – to postacie przywołane niejako do życia, wcześniej widzieliśmy je zastygnięte niczym martwe rekwizyty.
W ostatniej części filmu odbywa się symboliczna lekcja patriotyzmu rodem ze szkół podstawowych. Pojawia się słynny Katechizm polskiego dziecka Władysława Bełzy, czyli wierszyk, który zna każde polskie dziecko: „Kto ty jesteś? – Polak mały. Jaki znak twój? – Orzeł biały…”. Wiszniewski rozbija jednak ten wierszyk na fragmenty i zestawia z obrazami, które brutalnie kontrastują z jego treścią i entuzjazmem. Zastygnięci w bezruchu ludzie – robotnicy, rodziny, ksiądz, handlarki, przedstawiciele Związku Młodzieży Socjalistycznej – patrzą niemo w stronę kamery, a z offu rozlegają się kolejne pytania. To głos Polaków, którzy sami siebie przesłuchują i inwigilują, tłamsząc już najmłodsze pokolenia. W przeciwujęciach widać bowiem dzieci, które pokornie udzielają odpowiedzi. Przynajmniej aż do finału, który wprowadza gorzki optymizm – daje nadzieję na wyrwanie się spod wpływu Ministerstwa Myśli, ale za cenę odwrócenia się od starszych pokoleń, dla których język zatracił już znaczenie, a Polska jest tylko martwym słowem.
Elementarz doskonale wpisuje się w proces upolitycznienia polskiego kina w drugiej połowie lat 70. XX wieku na fali rosnącego niezadowolenia i protestów społecznych. Demaskatorski rys twórczości Wiszniewskiego mógł się zrealizować w dużej mierze ze względu na związanie się reżysera z Wytwórnią Filmów Oświatowych, w której ówcześnie schroniło się kilku nieprawomyślnych twórców, częściowo pozostając poza radarem władzy ludowej.
Do dzisiaj największe wrażenie robi jednak forma tego filmu. Reżyser posługuje się metaforą, myśli za pomocą figury groteski, ale też świadomie odrealnia świat, kładąc duży nacisk na warstwę audialną i plastyczną. Elementarz brzmi jak eksperymentalny horror miksujący wyizolowane dźwięki otoczenia z szeptami i odgłosami obcymi dla tego świata. Postacie natomiast są groteskowo stylizowane, ale też kadrowane i oświetlane tak, by spotwornić obywateli PRL-u. Wiszniewski pozostaje najważniejszym przedstawicielem dokumentu kreacyjnego.
Oprac. Marta Stańczyk