Biografia kompozytora
Iwona Lindstedt
„Jestem hybrydą, moja rodzina pochodzi z kresów, babka ze strony ojca była Ormianką, natomiast dziadek – Niemcem” – mówił Krzysztof Penderecki w jednym z przemówień po nadaniu doktoratu honoris causa. Owa kulturowa hybrydyczność nie pozostała bez wpływu na formowanie się osobowości przyszłego kompozytora, a także na jego religijne, filozoficzne i artystyczne samookreślenie. Gdy 23 listopada 1933 roku przychodził na świat w Dębicy, przez muzykę zachodnioeuropejską przetoczyła się już pierwsza fala rewolucyjnych zmian, burzących tradycyjne konwencje dotyczące sposobu posługiwania się materiałem dźwiękowym i jego organizacją. Nic jednak początkowo nie wskazywało na to, że chłopiec wzrastający pod czujnym okiem rodziców i ukochanego dziadka ze strony matki, Romana Bergera, po niespełna 30 latach walnie przyczyni się do stworzenia drugiej fali awangardy. Choć młody Penderecki, dzięki grywającemu na skrzypcach ojcu, miał z muzyką stały kontakt, to drzemało w nim także wiele innych talentów, w tym zwłaszcza upodobanie do rysunku. Wybór ścieżki kariery nie był zatem wcale oczywisty. Dziadek wprowadzał go w fascynujący świat natury (opowiadał o drzewach), literatury (w domowej bibliotece stał tomik Homera), kształtował stosunek do spraw wiary (chodził z wnukiem na roraty) oraz dawał piękny przykład zaangażowania społecznego i patriotycznego. Intensywny rozwój zainteresowań muzycznych Pendereckiego nastąpił już po wojnie, gdy zaczął pobierać lekcje gry na skrzypcach; z fortepianem, wskutek błędu przy doborze nauczycielki, nie zdołał się jednak „zaprzyjaźnić”. Zaczął za to komponować swe pierwsze utwory, a następnie – po zdaniu matury, jesienią 1950 roku, wyjechał do Krakowa, by kontynuować edukację skrzypcową u Stanisława Tawroszewicza.
Zafascynowany architekturą i historią sztuki, a także filozofią i literaturą kręgu śródziemnomorskiego, młody człowiek odkrył swe właściwe powołanie dopiero wówczas, gdy los zetknął go z Franciszkiem Skołyszewskim. To ten wspaniały pedagog odkrył w przybyszu z Dębicy kompozytora. Studia u Skołyszewskiego, kształcące biegłość w zakresie sztuki kontrapunktu, Penderecki kontynuował, wstępując w 1954 roku do Państwowej Wyższej Szkoły Muzycznej w Krakowie i trafiając do klasy kompozycji Artura Malawskiego. Zdolny uczeń nie podzielał jednak poglądów estetycznych nauczyciela – swe zainteresowania w tym zakresie rozwijał raczej samodzielnie, a zdumiewające efekty tej pracy zademonstrował wkrótce po ukończeniu studiów, dołączając szybko do grona młodych twórców kształtujących oblicze nowej muzyki polskiej.
Rok po Henryku Mikołaju Góreckim (Epitafium zagrane w 1958 roku), Penderecki debiutował na Warszawskiej Jesieni, gdzie zaprezentował Strofy na głos recytujący i 10 instrumentów – jedną z owych trzech legendarnych kompozycji, którymi wygrał Konkurs Młodych zorganizowany przez Związek Kompozytorów Polskich. Wysłał je na konkurs, obok Emanacji i Psalmów Dawida, w trzech przesyłkach opatrzonych odrębnymi godłami: jedna partytura zapisana była własnoręcznie, dwie przepisali zaprzyjaźnieni kopiści. Jury przyznało wówczas młodemu, nieznanemu jeszcze nikomu kompozytorowi wszystkie trzy nagrody (pierwszą i dwie równorzędne drugie). Penderecki wszedł więc w świat nowej muzyki z prawdziwym rozmachem, demonstrując świeżość i wynalazczość w zakresie wykorzystanego materiału i konstrukcji dźwiękowej. W jego dziełach z początku lat 60., takich jak Anaklasis, Tren, Kanon, Polimorfia, Fluorescencje czy I Kwartet smyczkowy zmaterializowały się wszystkie charakterystyczne cechy zjawiska nazwanego przez muzykologa Józefa Michała Chomińskiego „sonorystyką”. Ta swoista odpowiedź na najbardziej palące wyzwania muzycznej współczesności, naznaczona emblematycznymi klasterami i przetaczającymi się dynamicznie, po ostrych cięciach fakturalnych, masami dźwięków, stała się znakiem rozpoznawczym polskiego kompozytora.
Dostrzeżony przez reprezentantów zachodnich instytucji muzycznych, Penderecki zaczął stamtąd dostawać regularne zamówienia, co z jednej strony uwolniło go od kłopotów materialnych, a z drugiej – uruchomiło samonapędzający się mechanizm, przynoszący młodemu twórcy coraz większe sławę i uznanie w świecie. W okresie wieńczącym awangardowe poszukiwania skomponował Pasję wg św. Łukasza (1966) – dzieło niezwykłe, będące kreatywną syntezą nowoczesności i tradycji, które okazało się olbrzymim sukcesem artystycznym, lecz jednocześnie przyczyniło się do oskarżenia kompozytora o „zdradę awangardy”. Od czasu Pasji dorobek kompozytorski Pendereckiego znaczyły już regularnie dzieła eksplorujące sferę sacrum, poczynając od „oświęcimskiego oratorium” Dies irae (1967), przez Jutrznię (1971) i Polskie Requiem (w ostatecznej wersji 2005), po Credo (1998) i Missa brevis (2012).
Z końcem lat 60. jego styl muzyczny wszedł w fazę przejściową, stopniowo odchodząc od radykalnie sonorystycznych środków wyrazu w stronę znacznego złagodzenia brzmienia i nadania bardziej tradycyjnego („klasycznego”) kształtu elementom takim jak melodia, harmonia czy forma dzieła muzycznego. O ile I Symfonia (1973) była dla Pendereckiego symbolicznym „pożegnaniem z awangardą”, o tyle „nowym otwarciem” okazało się Przebudzenie Jakuba (1974), prezentujące rudymenty języka muzycznego, którym kompozytor operował aż do początku lat 90., a dzięki któremu mógł skomponować I Koncert skrzypcowy (1976), Raj utracony (1978), II Symfonię (1980), II Koncert wiolonczelowy (1982) czy Koncert na altówkę (1983). Penderecki stał się wówczas jednym z prekursorów „nowego romantyzmu”, twórcą muzyki czerpiącej zarówno z późnoromantycznego idiomu, jak i z doświadczeń awangardy. Inspiracje Wagnerem, Brucknerem, Mahlerem, Sibeliusem czy Szostakowiczem nie oznaczały bynajmniej replikowania dawniejszych konwencji, lecz tworzenie na ich podstawie całkowicie własnych, oryginalnych jakości. Kompozytor łączył np. monumentalny rodzaj ekspresji oraz właściwe XIX wiekowi gesty melodyczne i rozwiązania dramaturgiczne z daleko większą niż w muzyce romantycznej zwięzłością wyrazową, silniejszymi kontrastami fakturalnymi, bardziej wyrafinowaną harmoniką i bogatszą instrumentacją.
Pod koniec lat 80. w muzyce Pendereckiego coraz mocniej zaczęła zaznaczać się skłonność do syntezy doświadczeń proweniencji romantycznej z innymi, czasem skrajnie zróżnicowanymi źródłami inspiracji. Przyjęcie takiej opcji estetycznej pozostawało w zgodzie z temperamentem kompozytora, który sam siebie postrzegał jako dziedzica kultury śródziemnomorskiej, powstałej – jak mówił w cytowanym już wykładzie – „z ożywczego połączenia najróżniejszych elementów i wpływów”. „Kusi mnie zarówno sacrum, jak profanum, Bóg i diabeł, wzniosłość i jej przekraczanie” – podkreślał Penderecki, zarysowując tym samym w lapidarny i trafny sposób zakres swych artystycznych zainteresowań. Począwszy od Króla Ubu (1991), owa idea „wielkiej syntezy” wpłynęła zasadniczo zarówno na język dźwiękowy jego dzieł, jak i na ich ideowy kontekst wynikający z „jednoczącego przeżycia” i zakotwiczenia w sferze uniwersalnych wartości humanistycznych. Świadczą o tym zarówno utwory kameralne (np. Kwartet klarnetowy, Trio smyczkowe, Sekstet) i koncertujące (Koncert fletowy, II Koncert skrzypcowy, Concerto grosso, Koncert podwójny), jak i wielkie dzieła wokalno-instrumentalne (Credo, VIII Symfonia „Pieśni przemijania”, Powiało na mnie morze snów… Pieśni zadumy i nostalgii), powstałe na przełomie tysiącleci i w pierwszej dekadzie XXI wieku.
Krzysztof Penderecki jest bez wątpienia kompozytorem niezwykle wszechstronnym, uprawiającym niemal wszystkie gatunki muzyczne. Jego indywidualny styl, rozpoznawalny zarówno w doświadczeniu słuchowym, jak i w analitycznym badaniu partytury, wykorzystuje określone, powtarzalne motywy i współbrzmienia, typy fakturalne, konfiguracje instrumentów i głosów. W sposobie scalania tych elementów znaczącą rolę odgrywają wyrafinowane techniki kontrapunktyczne, takie jak kanon, fuga czy ulubiona passacaglia. W zakresie ekspresji ważną rolę odgrywa swoista gra przeciwieństw „charakterów” emocjonalnych wyznaczanych określeniami stosowanymi w partyturach: od grave i largo po allegro i vivace, od cantabile po agitato, od notturno po scherzo. Swoisty w twórczości Pendereckiego jest także sposób kształtowania formy, która przyjmuje wyrazisty kształt architektoniczny, a wykorzystując sztukę antycypacji, retrospekcji i dygresji, tworzy znaczony dramatycznymi kulminacjami ciąg narracyjny.
Aktywność obchodzącego w tym roku 80. urodziny Krzysztofa Pendereckiego nie słabnie i budzi najwyższy respekt. Kompozytor realizuje kolejne projekty artystyczne (w planach ma m.in. piątą z kolei operę – Fedrę oraz VI Symfonię) i prezentuje swe dzieła przy udziale światowej renomy wykonawców, w najróżniejszych zakątkach świata. Ostatnio (luty 2013) odniósł wielki sukces kopenhaską inscenizacją rozszerzonej wersji Diabłów z Loudun. Jego twórczość żyje i cieszy się powodzeniem nie tylko wśród koneserów muzyki współczesnej, czego dowodem jest choćby spektakularne „odkrycie” wczesnych, sonorystycznych utworów Pendereckiego przez twórców z kręgu muzyki popularnej i młodą publiczność festiwalu Open’er 2012. Jednocześnie jest ona wysoko ceniona w profesjonalnych kręgach muzycznych, o czym świadczy długa lista przyznanych kompozytorowi prestiżowych nagród (w tym m.in. nagrody UNESCO, nagród im. Honeggera i Sibeliusa, Grawemeyer Music Award i MIDEM Classical Award), odznaczeń i tytułów (m.in. francuski order „des Arts et des Lettres” i Order Orła Białego) oraz honorowych doktoratów.
Słuchając muzyki Pendereckiego, warto pamiętać, że twórca ten był i jest aktywny także w innych niż komponowanie dziedzinach współczesnego życia muzycznego. Przez pewien czas poświęcał się na przykład działalności akademickiej, wykładając w Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej (obecnie Akademii Muzycznej) w Krakowie, w Hochschule für Musik w Essen oraz na Yale University. Był nawet, w latach 1972–1987, rektorem krakowskiej uczelni. Pełnił też funkcję dyrektora artystycznego Filharmonii Krakowskiej i dyrektora muzycznego orkiestry Sinfonia Varsovia. Jako dyrygent zadebiutował na początku lat 70., prowadząc na festiwalu w Donaueschingen swoje Actions na zespół jazzowy.
W 1980 roku kompozytor zamieszkał wraz z rodziną w nowo odrestaurowanym dworze w Lusławicach. Stworzył tam nie tylko domową przystań, swój własny raj na ziemi, lecz także miejsce kameralnych spotkań muzycznych (1980, 1983, 1984), na które wraz z żoną Elżbietą zapraszał wybitnych wykonawców, a u kompozytorów zamawiał nowe utwory. Trzy dekady później nieopodal lusławickiej rezydencji wyrosło Europejskie Centrum Muzyki Krzysztofa Pendereckiego – miejsce spotkań utalentowanych młodych muzyków oraz wybitnych specjalistów w zakresie sztuki wykonawczej, kompozycji i szeroko pojętej humanistyki. Uroczyste otwarcie Centrum odbyło się w maju 2013 roku.